Proza, poezja, architektura. Wrażenia z ostatnio przeczytanych książek, garść informacji z rynku wydawniczego oraz okazyjne wynurzenia literaturą inspirowane.
Nieuchronnie zbliża się koniec roku a wraz z nim wszelkiego rodzaju podsumowania i zestawienia. No cóż, ja również się o takie pokuszę. Spójrzmy na rok 2013 przez pryzmat przyznawanych nagród literackich.
Zacznijmy od pewnego paradoksu. Wszystkie książki, które pojawią się w tym tekście, zostały wydane nie w tym, lecz w minionym roku. Tak się składa, że mimo że w nazwie nagrody pojawia się rok 2013, to w zdecydowanej większości przypadków nagradzane są książki napisane w roku 2012. Choć wydaje się to nieco dziwne, fakt ten jest jak najbardziej logiczny. Każde rozdanie nagród poprzedzone jest długim okresem nadsyłania zgłoszeń a następnie wyboru tych najlepszych, które oficjalnie zostaną wpisane na listę ‘nominowanych’. Później z nich należy wybrać tą jedną, najlepszą albo, jak to ma miejsce w przypadku Nike, Angelusa, czy Orfeusza, z nominowanych wybrać laureatów, a następnie dopiero z nich wyłonić zwycięzcę. Zajmuje to nieco czasu, więc niech nikogo już nie dziwi, że nawet w październiku wracamy do książek wydanych przed ponad rokiem.
Niekwestionowaną gwiazdą mijającego roku był bez wątpienia Szczepan Twardoch i jego Morfina, książka nominowana praktycznie do wszystkich nagród i plebiscytów związanych z beletrystką. Rok 2013 zaczął się dla niego wyjątkowo pomyślnie, bo od zdobycia Paszportu Polityki. Przypuszczam że to wyróżnienie w połączeniu z intrygującym tekstem na okładce („Warszawa 1939: kobiety, narkotyki i zdrada’) zagwarantowało pisarzowi i jego powieści niekwestionowany sukces. Morfinę polecali znani i lubiani (nawet Muniek Staszczyk) oraz chwalili krytycy (oczywiście nie wszyscy, ale i tak było ich sporo). Czytelnicy, zarówno ci bardziej jak i mniej wymagający, chcieli ją przeczytać. W bibliotekach zdobycie jej graniczyło z cudem, czasami trzeba było na jej wypożyczenie czekać pół roku (jak to miało miejsce w moim przypadku). Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że dobra passa dla Twardocha obecna była jedynie w nominacjach, nie udało mu się bowiem zdobyć żadnej z ważniejszych nagród literackich, na czele z Nike. Tak więc pan Twardoch jest jednocześnie największym wygranym i przegranym mijającego roku.
Nike powędrowało za to w ręce Joanny Bator. Ciemno, prawie noc cieszyło się prawdopodobnie równie żywym zainteresowaniem jak Morfina, zwłaszcza, że pani Bator nie jest debiutantką i można powiedzieć, że jej pozycja w polskim świecie literackim jest już dość mocna. Jej dwie poprzednie powieści, Piaskowa góra oraz Chmurdalia znalazły się kolejno w 2010 i 2011 roku wśród nominowanych pozycji właśnie do tej nagrody. No cóż, do trzech razy sztuka.
W Gdyni doceniono za to twórczość Zyty Oryszyn. Ocalenie Atlantydy to powrót po wielu latach przerwy, w 1990 roku pisarka zamilkła i przestała pisać (beletrystykę, ma się rozumieć). Oczywiście takie powroty po latach bywają ryzykowne, w końcu zmieniają się tendencje i coś, co było modne nawet pięć lat temu, dzisiaj okazuje się być szczytem obciachu. Tymczasem najnowsza książka pani Oryszyn zaskoczyła każdego. Nie dość, że autorka idealnie wpasowała się z tematem w aktualnie panujące trendy na polskim rynku wydawniczym, gdzie ostatnio coraz częściej pojawiają się pozycje poruszające temat przesiedleń i powojennych dziejów społeczeństwa polskiego, to jeszcze udało jej się stworzyć dzieło o jakże nowoczesnej, bliżej nieokreślonej formie (opowiadania? powieść?). Osobiście, podobnie jak Twardocha, wpisuje ją zarówno na listę wygranych, jak i przegranych. Chociaż udało jej się zdobyć Nagrodę Literacką Gdynia i Gryfię, to z niezrozumiałych dla mnie powodów, nie dostała się do grona laureatów Nike. Szkoda, wielka szkoda.
Dużo działo się również w świecie poezji, gdzie triumfy święciła Justyna Bargielska. Chociaż nie udało jej się zdobyć żadnej istotnej nagrody, to jednak jej tomik Bach for my baby pojawiał się często na listach nominowanych. Począwszy od Nike, przez Paszporty Polityki, Gryfie aż po nowoutworzoną Nagrodę im. Wisławy Szymborskiej. W tym ostatnim przypadku wyprzedziła ją Krystyna Dąbrowska ze swoimi Białymi krzesłami, która została również doceniona przez Fundację im. Kościelskich, oraz Łukasz Jarosz, który za tomik Pełna krew nominowany był również do Nagrody Poetyckiej im. K. I. Gałczyńskiego „Orfeusz”. W tamtym przypadku jury wybrało jednak Jana Polkowskiego i Głosy, tomik, który otrzymał nominację do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej, gdzie jury preferowało jednak… I w ten sposób zatoczyliśmy koło. O ile poetów (lub pseudo-poetów) w naszym kraju jest bez liku, to jednak grono tych najlepszych zdaje się być ściśle określone (oczywiście jeśli chodzi o młodych-zdolnych).
Jeśli chodzi o eseistykę, to niestety nw tym roku znalazła się ona nieco na dalszym planie. Dość dużym zainteresowaniem cieszył się Dziennik Jerzego Pilcha. Nominacja do Nike, Gdyni, miejsce wśród laureatów Angelusa oraz spore zainteresowanie czytelników – zapewnie wszystko to sprawiło, że na rynku ukazała się właśnie kontynuacja zapisków i refleksji z życia autora. Czy powtórzy sukces poprzedniej publikacji? Zobaczymy. Na listach nominowanych (Nike, Nagroda im. Kazimierza Moczarskiego, Gdynia) powtarzało się również nazwisko pani Małgorzaty Szpakowskiej, której „Wiadomości Literackie” prawie dla wszystkich zbierały jak najbardziej pozytywne recenzje wśród krytyków.
Mówi się, że nagrody literackie nie są tak naprawdę wyznacznikiem jakości, z czym się oczywiście w pełni zgadzam, zwłaszcza jeśli chodzi listę laureatów tegorocznej edycji Nike. Wiadomo, jury ma swoje własne upodobania, być może darzy pewnych autorów większą sympatią niż innych – w tych kwestiach doprawdy trudno zachować obiektywizm. Jednak nie można takich wyróżnień zupełnie lekceważyć. Już nawet otrzymanie nominacji może spowodować wzrost zainteresowania daną pozycję, a co za tym idzie, również wpłynąć korzystnie na wyniki jej sprzedaży. Czy sięgnęłabym po Ocalenie Atlantydy, gdyby nie nominacja pani Oryszyn do Nagrody Literackiej Nike? Szczerze w to wątpię. W dodatku zbawienny wpływ takiego wyróżnienia swoim działaniem obejmuje również kolejne pozycje danego autora. Ile osób sięgnęło po Wieczny Grunwald Twardocha przed wydaniem Morfiny a ile zdecydowało się przeczytać wydaną we wrześniu jego reedycję? No właśnie.
Tymczasem ja sięgam po zachwalaną Morfinę. Czas się przekonać, czy faktycznie jest tak genialna, jak o niej zwykło się mówić.