Proza, poezja, architektura. Wrażenia z ostatnio przeczytanych książek, garść informacji z rynku wydawniczego oraz okazyjne wynurzenia literaturą inspirowane.
Mark Danner
tłumaczenie: Krzysztof Umiński
Wielka Litera, 2013
Czy to możliwe, żeby w drugiej połowie XX wieku, w dobie wszędobylskich mediów i formowania się globalnej wioski, udało się zatuszować zbrodnię? Czy w czasach, kiedy morderstwa anonimowych jednostek zostają skrupulatnie odnotowywane w prasie lokalnej, wciąż można ukryć rzeź, w wyniku które zginęło prawie 1000 niewinnych osób?
Mark Danner, jeden z czołowych amerykańskich reporterów pokazuje, że jest to jak najbardziej wykonalne.
Sytuacja w Salwadorze na przełomie lat 70. i 80. minionego wieku przedstawiała się nieciekawie. Kraj trawiła wojna domowa pomiędzy sprawującą władzę dyktaturą wojskową a nieprzystającymi na ich rządy partyzantami. Zamiast rozwiązać spór drogą dyplomacji, obie strony konfliktu sięgnęły po broń i rozpoczęły na własną rękę wymierzać sprawiedliwość. Nie ograniczały się one przy tym jedynie do morderstw czołowych figur należących do obozu przeciwnika, lecz swoją przemocą dosięgały również zwykłych mieszkańców kraju. Chociaż mogłoby się wydawać, że neutralność jest najlepszą gwarancją bezpieczeństwa, to jednak w tym przypadku sprawy potoczyły się zupełnie inaczej. Najlepiej przekonali się o tym mieszkańcy El Mozote. W mgnieniu oka niemalże wszyscy którzy znajdowali się na terenie wioski, zginęli z rąk wyszkolonego przez Amerykanów batalionu Atlactal. Powód? Podejrzewano ich o współpracę z partyzantką. Niesłusznie.
Zginęło prawie 1000 osób. Mężczyźni, kobiety i dzieci. Wyrżnięto zwierzęta, spalono budynki. Cała miejscowość została praktycznie zrównana z ziemią. Wojna dobiegła końca, a nad zbrodnią zawisła zasłona milczenia. O El Mozote nie chciał mówić nikt, ani przedstawiciele nowego rządu w Salwadorze, ani politycy amerykańscy. Sprawę tę przez kolejne dziesięć lat uznawano za niebyłą.
Mark Danner za pomocą Masakry w El Mozote dochodzi, jak mogło dojść do zatuszowania tak ogromnego mordu. Przeprowadzając wywiady z osobami związanymi z zajściem i analizując spisane wówczas dokumenty, odtwarza on krok po kroku sytuację sprzed ponad 30 lat, począwszy od jego genezy, poprzez opis masakry, próby jej ukrycia, aż po jej ostateczne wyjawienie prawdy. Tekst konstruuje wokół wypowiedzi swoich rozmówców i materiałów, które udało mu się pozyskać, wstrzymując się przy tym od własnego komentarza, czy od tak kuszącej w tym przypadku ucieczki do narracji powieściowej. Opis jest suchy, konkretny, wypełniony najistotniejszymi faktami. Z jednym wyjątkiem.
Z masakry ocalała zaledwie garstka osób. Rufina cudem uniknęła śmierci, żołnierze w pewnym momencie po prostu ją przeoczyli. Wystraszona kobieta nie mogła jednak niepostrzeżenie uciec, przez co stała się świadkiem rzezi, w wyniku której na jej oczach zginęła cała jej rodzina. Markowi Dannerowi udało się do niej dotrzeć i wysłuchać jej opowieści, której odzwierciedlenie znajdziemy w rozdziale La Matanza. Opis zdarzenia jest wyjątkowo brutalny i trudny w odbiorze, wyraźnie kontrastuje ze zdystansowaną pozostałą częścią książki. Choć spisana wypowiedź Rufiny również nie jest przepełniona zbyt gwałtownymi emocjami, to jednak obrazy przedstawione przez narratorkę są tak szczegółowe, że oddziałują na czytelnika ze zwielokrotnioną siłą.
Sam tekst reportażu zajmuje połowę 558-stronnicowej książki, jej druga cześć została natomiast wypełniona przedrukami najróżniejszych dokumentów związanych ze sprawą. Znajdziemy tam ułożone w porządku chronologicznym odtajnione raporty, korespondencje, sprawozdania, artykuły prasowe oraz obszerny opis z przeprowadzonej na miejscu wydarzeń w 1992 roku ekshumacji. Materiały te stanowią idealne uzupełnienie opisywanej przez autora historii, dając czytelnikowi jeszcze większą możliwość jej zgłębienia.
Książkę zamyka lista 767 osób, które poniosło śmierć w czasie masakry. Na liście zabitych znalazły się całe rodziny, dziadkowie, rodzice i przygnębiająco duża liczba małych dzieci. Ci, o których posiadamy wszystkie dane, łącznie z wykonywanym zawodem oraz ci, którzy zmarli bezimiennie.
Masakra w El Mozote zdecydowanie nie jest lekturą lekką i przyjemną. To nie jest jeden z tych reportaży, który formą zbliża się do powieści opartej na faktach, na stornach której autor daje pokaz swoich brawurowych zdolności językowych. W tej książce na pierwszy plan wychodzą fakty, chęć przekazania prawdy. To nie tylko świadectwo tych tragicznych wydarzeń, ale jednocześnie hołd złożony wszystkim zamordowanym mieszkańcom El Mozote.
Reportaż nominowany do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego
Inne nominowane pozycje: