Proza, poezja, architektura. Wrażenia z ostatnio przeczytanych książek, garść informacji z rynku wydawniczego oraz okazyjne wynurzenia literaturą inspirowane.
Kuba Snopek
Fundacja Bęc Zmiana, 2014
Czy blokowisko może zostać zabytkiem? Ba, czy blokowisko może zostać wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO?
Zaznaczam, że chodzi o zwykłe blokowisko, jedno z wielu kopiowanych w nieskończoność planów. Moskiewskie Bielajewo to te same budynki, takie same bryły, jakie można spotkać w wielu miejscach na naszym globie. Z zewnątrz skromne, minimalistyczne elewacje, wewnątrz małe mieszkanka o podobnym metrażu i rozkładzie. Dlaczego więc objąć je szczególną troską i ocalić od nieuchronnego rozkładu? To, co uczyniło to miejsce wyjątkowym to niekoniecznie struktura budynku, a raczej wydarzenia i zachowania, do których się one przyczyniły.
O wyjątkowości tego miejsca stara nas się przekonać Kuba Snopek, urbanista i badacz architektury, który obecnie współpracuje z moskiewskim Instytutem "Strielka". Nie jest w swoich staraniach osamotniony, w 2011 roku światowej sławy architekt Rem Koolhaas powołał do życia projekt Belyayevo Forever. Wydano publikacje poświęcone osiedlu, zorganizowano specjalne wydarzenia kulturalne. A to wszystko po to, by dokonać niemożliwego i wywalczyć wpisanie tego obszaru na listę UNESCO. W tym roku również polski czytelnik otrzymał okazję, by zapoznać się z losami Bielajewa. Nakładem Fundacji Bęc Zmiana ukazała się właśnie publikacja Snopka "Bielajewo: zabytek przyszłości".
Czas odpowiedzieć sobie na dwa pytania:
a) dlaczego Bielajewo jest takie wyjątkowe?
b) dlaczego polski czytelnik miałby być zainteresowany jakimś rosyjskim blokowiskiem?
Zacznijmy od wyjątkowości. Bloki same w sobie wyjątkowe nie są. Duże szare budowle (polska mania koloru jeszcze tam nie dotarła) wykonane z tanich, choć niezbyt trwałych prefabrykatów, układają się w duże obszary mieszkaniowe zwane mikrorajnoami (ros. rajon - region). Wzniesione w ramach Chruszczewskiego eksperymentu, planu stworzenia osiedla idealnego, spójnego z ideami powojennego modernizmu (w którym jak wiemy pobrzmiewają echa nieobce komunistycznej ideologii). Patrząc na plany, które Snopek zamieścił w swojej książce, trudno nie przyznać, że architekci i planiści rzeczywiście do osiągnięcia ideału zmierzali. Starannie odmierzone odległości pomiędzy poszczególnymi budynkami (projekt oprócz bloków obejmował również budynki użyteczności publicznej, takie jak szkoły czy kina), zadbanie o obecność zieleni, czy troska o optymalne szlaki komunikacyjne - wszystko to podpowiada, że mamy do czynienia ze dokładnie przemyślaną konstrukcją, przynajmniej jak na realia ZSRR.
Takich miejsc można znaleźć w Moskwie na pęczki, jednak to właśnie wokół Bielajewa, praktycznie od samego początku jego istnienia, skupiła się uwaga wielu ludzi. Niczym magnes przyciągało ono artystów, których twórczość nie spotkała się z aprobatą ówczesnych władz. Abstrakcjonizm nie był bowiem mile widzianym kierunkiem w sztuce w ZSRR. W 1974 roku na terenie nowopowstałego osiedla została zorganizowana tzw. "Wystawa spychaczowa", która została odebrana jako akt nieposłuszeństwa wobec władzy. Wkrótce rozkwitła tu również rosyjska gałąź sztuki konceptualnej, w której zdecydowany prym wiódł Dmitrij Prigow. Zdaniem Snopka twórczość Prigowa jest nierozerwalnie związana z osiedlem. Przewija się ono zarówno w jego tradycyjnych wierszach, grafikach, oraz konceptualnych Wierszogramach, których struktura ma nawiązywać do planów moskiewskich osiedli.
Zdaniem Snopka to zderzenie trudnej w odbiorze sztuki z pospolitą zabudową stanowi nieoceniony walor tego miejsca, a to z kolei sprawia, że obszar ten powinien zostać objęty ochroną. Ze zdaniem autora można się zgodzić, można je również zupełnie negować, jedno jest pewne: bez względu na naszą opinię, problem przedstawiony przez Snopka jest dość istotny. I w tym miejscu możemy przejść do punktu b), czyli do zgłębienia powodu dla którego powinniśmy zainteresować się kwestią Bielajewa.
Rozejrzyjmy się po naszym polskim krajobrazie. Oprócz typowej szachownicy pól i połaci ubywających wciąż lasów, innym dominującym składnikiem naszej przestrzeni są zgrupowania blokowisk. Czy potrafimy sobie wyobrazić nasze wielkopłytowce jako zabytki? Raczej nie. Lista UNESCO? Nigdy. To w takim razie co po nas zostanie? Co za kilkanaście lat będzie można uznać za zabytek? Budynek kiczowatej galerii handlowej? Szklaną konstrukcję budynku korporacji? Czy jakikolwiek współczesny budynek jest godny przywieszenia charakterystycznej niebiesko-białej tabliczki? Może Kuba Snopek ma rację i powinniśmy zmienić sposób myślenia o zabytkach i zamiast skupiać się na walorach zewnętrznych pomyśleć o tym, jakie znaczenie mają dla otoczenia?
Ale Bielajewo to nie tylko książka o ochronie zabytków. Autor opisuje ciekawy proces powstawania nowej tkanki miejskiej umiejscawiając całość w kontekście politycznym, który ma wiele punktów wspólnych z ówczesną sytuacją w Polsce Ludowej. Oprócz tego znajdziemy tutaj informacje dotyczące rosyjskiego konceptualizmu oraz intrygującej postaci Prigowa (którego mieszkanie obecnie zostało zamienione w muzeum). Aż dziw, że Snopkowi udało się zawrzeć tak wiele informacji w tak niewielkiej książeczce.
Publikację Kuby Snopka czyta się błyskawicznie, jednak kwestie które zostały w niej zawarte, zostają z czytelnikiem na dłużej. Choć w pierwszej chwili pomysł wpisania tak pospolitego (i w dodatku wyjątkowo nietrwałego) zespołu budynków na listę UNESCO wydaje się graniczyć ze zdrowym rozsądkiem, po przeczytaniu całości może okazać się, że w tym szaleństwie jest metoda.