Proza, poezja, architektura. Wrażenia z ostatnio przeczytanych książek, garść informacji z rynku wydawniczego oraz okazyjne wynurzenia literaturą inspirowane.
Inga Iwasiów
Wydawnictwo Czarne, 2013
Był 30 czerwca 2012 roku. Inga Iwasiów, literaturoznawczyni, krytyk literacki, poetka i prozaiczka, właśnie szykowała się do próby gali Nagrody Literackiej Gdynia. Nagle rozbrzmiewa telefon, z którego po kilku sekundach pada złowieszczy komunikat: „Ojciec nie żyje”.
Świat Iwasiów nagle się zatrzymał zupełnie tak, jak popsuty zegarek. Kto go teraz naprawi, skoro jej ojciec, zegarmistrz z wieloletnim doświadczeniem, właśnie stał się zwykłym ciałem?
Umarł mi. Notatnik żałoby to próba przelania żałoby na papier. Opisania pustki, którą zostawił po sobie ukochany ojciec, który nagle, bez wcześniejszych deklaracji, zdecydował się opuścić ziemski padół. Odnotowania wszystkich kłębiących się w autorce uczuć, począwszy od niedowierzania i zupełnej dezorientacji, przez żal, aż po względny spokój, który przerywa tylko od czasu do czasu uśpiona tęsknota za tatą. Oswojenia tej tragicznej sytuacji.
Iwasiów zdecydowała się na krok szalenie odważny. Za pomocą tej niewielkiej, 126-stronnicowej książeczki dokonała podwójnego aktu ekshibicjonizmu. Z jednej strony obnażyła swoje uczucia towarzyszące jej w tak intymnym momencie, jakim jest opłakiwanie śmierci bliskiej osoby, z drugiej dała czytelnikowi wgląd w sferę tak prywatną, jaką jest życie rodzinne. Autorka dokonuje opisu swojej rodziny patrząc na nią przez pryzmat śmierci, tworząc kronikę zmarłych. Wzmiankuje kolejne odejścia bliższych i dalszych krewnych, od tragicznej śmierci wujka Kazia, którą zna tylko z rodzinnych opowieści, przez zgony kolejnych cioć, wujków i znajomych, aż po pożegnanie ukochanej babci i śmierć ojca. Pokazuje, jak to, co dla dziecka było jedynie interesującą, nie do końca zrozumiałą opowieścią, wraz z upływem lat staje się coraz bliższym i przez to trudniejszym do zniesienia faktem.
Iwasiów najwięcej miejsca w swoich zapiskach poświęca oczywiście ojcu. Ze wspomnień układa coś na kształt jego rysu biograficznego, niezwykle ciepłego, podyktowanego bezgraniczną miłością córki do taty. Pojawiają się migawki ze wspólnie spędzonych dni, opisy jego reakcji na życiowe wybory autorki oraz na jej twórczość. Dużo uwagi poświęca ona na opis wykonywanej przez niego profesji, która jednocześnie była jego pasją. Zawodu, który w dobie tanich, praktycznie jednorazowych zegarków, powoli razem z nim przemijał.
Umarł mi to jednak nie tylko piękna historia o odchodzeniu. Iwasiów w swoich notatkach zawiera również nieco chłodniejszy i bardziej zdystansowany opis obyczajów pogrzebowych, zwracając również uwagę na branżę funeralną. Człowiek, który właśnie stanął w obliczu straty najbliższej osoby nie może spokojnie oddać się opłakiwaniu zmarłego, musi rzucić się w wir przygotowań do pogrzebu. Należy wybrać odpowiednią firmę pogrzebową (wszystkie kuszą niezwykle wymyślnymi nazwami), kupić właściwą urnę, zadbać o garnitur dla zmarłego i o stosowny strój dla siebie, przeżyć kremację, pogrzeb, stypę a na końcu zabrać się za wielkie porządki. Iwasiów sporządza niezwykle celne opisy tych czynności, wielokrotnie ukazując ich groteskowość (której sama również nie zdołała się wystrzec, co najlepiej obrazuje historia z pomylonym garniturem).
Psychologowie radzą, by wszelkie swoje utrapienia zapisywać na kartkach papieru, a następnie rozedrzeć je na drobniutkie kawałeczki i wrzucić w ogień. Iwasiów zdecydowała się jednak uchronić swoje notatki przed zagładą i podzieliła się nimi z czytelnikami. Całe szczęście, bowiem Umarł mi, choć traktuje o tym jednym, konkretnym przypadku, jest jednak książką na wskroś uniwersalną. W czasie jej lektury wielokrotnie zatrzymywałam się tylko dlatego, bo do mojej głowy napływały kolejne wspomnienia, obok opowieści autorki wyrastała moja własna narracja złożona z migawek kolejnych rozstań i pogrzebów. I chociaż w tekście nie znajdziemy recepty na to, jak poradzić sobie z żałobą (żaden taki magiczny sposób przecież nie istnieje), to jednak lektura tej książki może pomóc.