714 Obserwatorzy
100 Obserwuję
literatkakawy

Literatka kawy.

Proza, poezja, architektura. Wrażenia z ostatnio przeczytanych książek, garść informacji z rynku wydawniczego oraz okazyjne wynurzenia literaturą inspirowane.

Teraz czytam

Bodo wsrod gwiazd
Anna Mieszkowska
Modernizmy. Architektura nowoczesności w II Rzeczypospolitej Tom 2. Katowice i województwo śląskie
Andrzej Szczerski, Zbigniew Kadłubek
Przeczytane:: 73/366 stron
Plantageneci. Waleczni królowie, twórcy Anglii
Dan Jones
Przeczytane:: 32/640 stron
Grobowiec Lenina
David Remnick
Przeczytane:: 84/580 stron

Dan Brown i jego popularność

 

Dan Brown. Chyba nie ma czytelnika, który by nie znał owego pana. Jego kolejne książki rozchodzą się jak świeże bułeczki po obu stronach Atlantyku, niemal natychmiastowo zajmując czołowe pozycje na listach bestsellerów. Czytają go wszyscy, bez względu na wiek i płeć. Tym czasem krytycy kręcą nosami i bezradnie rozkładają ręce – w końcu Brown to pisarz wyjątkowo niskich lotów, jego styl jest niedbały a fabuła wprost roi się od klisz i ‘oczywistych oczywistości’. Skąd więc ta popularność?

 

Skandal moi drodzy, skandal! Nic tak nie dodaje popularności jak kontrowersja. Wiedzą o tym wszystkie celebrytki, które  zakładają stroje ‘przypadkowo’ odsłaniające intymne części ich ciał. Wiedziała o tym E.L. James pisząc pierwszy aż tak poczytny romans erotyczny. Wiedział również o tym bohater niniejszego tekstu. Z czym kojarzymy nazwisko tego amerykańskiego pisarza? Oczywiście, Kod Leonarda da Vinci! Warto jednak zaznaczyć, że nie była to jego pierwsza powieść. Poprzedzały ją Cyfrowa twierdza, Anioły i demony oraz Zwodniczy punkt – wszystkie z nich odniosły ‘umiarkowany sukces’ i tak naprawdę żadnej z nich nie udało się w znaczący sposób zaistnieć w świecie literatury.

 

 

 

Dopiero za sprawą Kodu Leonarda da Vinci Dan Brown osiągnął międzynarodowy sukces. I nie chodzi tutaj wcale o to, że być może z czasem poprawił się jego warsztat. A gdzie tam, w tej kwestii praktycznie się nic nie zmieniło. Autor odważył się natomiast poruszyć temat tabu, postanowił zaprezentować teorię mówiącą o tym, że Jezusa Chrystusa i Marię Magdalenę łączyła więź znacznie bardziej zażyła, niż ta, o której mówi Kościół. Jak można się spodziewać, zaraz po wydaniu książki rozpętała się burza. Księża krzyczeli z ambony, że ta książka to zło (tak samo jak Harry Potter), a ludzie zaraz po mszy biegli do księgarni i kupowali jej egzemplarze. Zapanował istny szał, telewizje prześcigały się w emitowaniu filmów dokumentalnych traktujących o Ewangelii Judasza i innych apokryfach. A Dan Brown wreszcie odetchnął z ulgą. Udało się!

 

Kod Leonarda da Vinci oczywiście wpłynął pozytywnie na sprzedaż jego poprzednich książek, zwłaszcza Aniołów i demonów (ten sam główny bohater, podobny schemat). W 2009 roku ukazała się kontynuacja serii zatytułowana Zagubiony symbol a kilka miesięcy temu w księgarniach zagościło Inferno. Wszystkie sprzedają się dobrze, chociaż nie wywołują już takiej sensacji. Jak widać wystarczy jedno mocne uderzenie, by zagwarantować sobie długotrwałą popularność. Tylko jak długo może ona jeszcze potrwać?

 

Jeśli posłuchamy opinii krytyków, możemy dojąć do wniosku, że pan Brown może wkrótce spotkać się z nie lada problemem.  Jego książki wchodzące w skład serii o przygodach profesora Roberta Langdona są bowiem do bólu schematyczne i przewidywalne. Fabuła zawsze opiera się na tym samym wzorze. Bohaterowi zostaje powierzona misja ratowania świata przed nieuchronną zagładą. Żeby tego dokonać musi on rozwiązać zagadkę, do której klucz ukryty jest wśród powszechnie znanych dzieł sztuki zgromadzonych w znanych i często odwiedzanych miejscach. Towarzyszy mu piękna kobieta, zawsze znajdą się też osoby chcące uniemożliwić mu wykonanie owej misji. Kilka gwałtownych zwrotów akcji, przyjaciele okazują się wrogami a wrogowie zamieniają się w przyjaciół. Bohaterowi może również potknąć się noga - Langdon jest w końcu tylko człowiekiem i towarzyszą mu różnego rodzaju ludzkie słabości (na czele z klaustrofobią).  Mimo to wszystko kończy się oczywiście w miarę szczęśliwie.

 

Brown zdaniem krytyków nie wykazuje się również wyjątkowym warsztatem, jego styl często kuleje a zdania są skonstruowane nieco niedbale. Pojawiają się również niedociągnięcia w warstwie merytorycznej, o co w przypadku przytaczania tak wielu dzieł sztuki, architektury czy faktów historycznych, nie jest trudno.

 

A co mówią czytelnicy? Czytelnicy raczej nie narzekają. Bo książki Browna są ciekawe, nie można się od nich oderwać, czyta się je szybko. To całkiem zrozumiałe, jeśli weźmiemy pod uwagę krótkie rozdziały i szybkie tempo narracji. Jego książki koncentrują się na dialogach i akcji, zawierając tylko niezbędne opisy miejsc i dzieł sztuki. Brak tutaj wzniosłych słów, czy głębokich przemyśleń. Pomimo znacznej objętości, przy odrobinie determinacji, książkę można przeczytać w jeden wieczór. Lektura łatwa i przyjemna a przy okazji można się z niej czegoś ciekawego dowiedzieć (nawet jeśli pojawiają się tam nieścisłości – przeciętny czytelnik nie zwróci na to najmniejszej uwagi).

 

Znając życie Dan Brown napisze kolejną książkę z tej serii. Chociaż krytycy nie pozostawiają na nim suchej nitki, to jednak czytelnicy są zadowoleni. Warto jednak zauważyć, że po premierze Inferno nawet wśród jego fanów zaczęły pojawiać się negatywne głosy – że jednak za dużo tego schematyzmu, że to robi się już nudne. Czy autor wyciągnie z tego jakieś wnioski? Zobaczymy.

 

Póki co ja zabieram się za lekturę jego najnowszej powieści. Zobaczymy, czy jest tak kiepska, jak o niej niektórzy mówią.

 

źródło zdjęcia