Proza, poezja, architektura. Wrażenia z ostatnio przeczytanych książek, garść informacji z rynku wydawniczego oraz okazyjne wynurzenia literaturą inspirowane.
To był błąd.
Ponieważ dopiero skończyłam czytać jedną książkę o Rosji a właśnie czeka na mnie lektura Akunina, zdecydowałam się przedzielić obie pozycje jakąś inną książką. Mój wzrok padł na półkę, skąd smutnie spoglądał na mnie egzemplarz połączonych Sklepów cynamonowych i Sanatorium pod Klepsydrą. Pierwszą część przeczytałam w liceum (tak, lektura) ale po drugą nigdy nie sięgnęłam. Stwierdziłam, że nadszedł na to odpowiedni moment.
Myliłam się. Tej książki nie można traktować jako ‘przerywnik’. To nie jest miłe, łatwe i przyjemnie czytadło. Opowiadania Schulz są mocno zakorzenione w świecie płynnym, onirycznym. Czytelnik balansuje na granicy rzeczywistości i świata poetyckiego, zrodzonego z głowie autora. Nie mamy tutaj wyraźnie zarysowanej akcji ale zamiast otrzymujemy piękny fragment prozy, okraszony gęstym i kunsztownym językiem. Nie można czytać tego w zatłoczonym autobusie, bo żeby dobrze zrozumieć istotę tekstu, koniecznie trzeba się na nim skupić. Mi się to niestety nie udało.
Książkę przeczytałam od deski do deski ale co z tego, skoro nie wyciągnęłam z niej wszystkiego. Ten pojedynek przegrałam ale być może kiedyś podejdę do całości po raz kolejny.
Komu polecam?
Tym, którzy lubią czytać rzeczy ‘trudne’ i poetyckie. Reszta niech nawet po Sanatorium pod Klepsydrą nie sięga, uśnie po pierwszych 5 stronach.