Proza, poezja, architektura. Wrażenia z ostatnio przeczytanych książek, garść informacji z rynku wydawniczego oraz okazyjne wynurzenia literaturą inspirowane.
Przede mną lektura kolejnego tomiku poezji - Głosów Jana Polkowskiego. Z pierwszego, pobieżnego nieco, przekartkowania wynika, że po raz kolejny cofamy się w czasie i wspominamy chwile, w których w Polsce działo się źle a trup słał się gęsto (no, prawie). Tym razem wiersze zostały poświęcone już nie ofiarom II Wojny Światowej, lecz tym zamordowanym na Wybrzeżu w 1970 roku. Zawsze to jakaś odmiana.
Od razu nasuwa się pytanie: czy w Polsce nie przywiązujemy zbyt dużej wagi do przeszłości? W dodatku przeważnie wspominamy te czasy, w których Polska nie była najbardziej komfortowym do życia miejscem w Europie. Specjalizujemy się w przedstawianiu okrucieństw wojen, mordów i eksterminacji. Do tych nieco bardziej pogodnych momentów nie wracamy już tak często. Było minęło, przeszło bez echa.
Gdy o wojnie pisały pokolenia, które na własnej skórze doświadczyły jej okrucieństwa, było to zupełnie zrozumiałe. Trzeba było jakoś to odreagować a przy okazji dać świadectwo innym. Jednak minęło już tyle lat, a temat wojny wciąż powraca w kolejnych tekstach literackich, tym razem autorstwa młodego pokolenia. Większość co prawda próbuje przedstawić tę historię na nowo, uwidocznić te niewygodne fakty, jednak pomimo ich wysiłków echo Polski – Chrystusa narodów wciąż pobrzmiewa między wierszami ich tekstów.
Pojawiają się również, jak w przypadku Głosów, utwory mierzące się z tragicznymi wydarzeniami z okresu PRL-u. Kto wie, może wkrótce, z braku bieżących tragedii, uwidoczni się w literaturze wątek smoleński? A może to najmłodsze pokolenie urodzone w latach 90. uzna, że pora zerwać z tymi ponurymi wspominkami i rozpocznie zupełnie trend w literaturze?
Czy to jest w ogóle możliwe?
A może wcale nie jesteśmy w tym pisaniu odosobnieni i literaci w innych państwach poświęcają tej tematyce równe dużo miejsca?
W końcu nie jesteśmy jedynym państwem na świecie, w którym kiedyś działo się źle. Chociaż niektórym ciężko w to uwierzyć, to inni mieli jeszcze gorzej.
Żeby nie było wątpliwości: osobiście mi ten wątek w literaturze nie przeszkadza, jednak wyznaję zasadę, że jednak co za dużo, to niezdrowo.