Proza, poezja, architektura. Wrażenia z ostatnio przeczytanych książek, garść informacji z rynku wydawniczego oraz okazyjne wynurzenia literaturą inspirowane.
Panie i panowie, zaczynamy naszą jesienną przygodę z poezją!
Na pierwszy ogień poszedł Pamiętnik z powstania, debiut książkowy pana Rafała Krause, laureata wielu konkursów poetyckich, członka redakcji serwisu muzycznego screenagers.pl.
O ile tytuł brzmi nam dziwnie znajomo (Białoszewski?), to jednak mamy tutaj do czynienia z powstaniem zupełnie innego typu. Autor nie ma zamiaru zabrać nas w sentymentalną podróż do Warszawy AD 1944, ginącej pod gruzami marzeń o wolności. Powstanie Krausego wybuchło również w stolicy, ale 64 lata później, 15 września 2008 (data zupełnie nieprzypadkowa). Jego członkowie wysłużone wisy zamienili na najnowsze komputery, przeciwnikiem nie jest już niemiecki okupant, ale zbliżająca się nieuchronnie fala kryzysu.
To mój pamiętnik z powstania,
powstania przedsiębiorstwa, gdzie świadczę
na rzecz pracodawcy.
Tak więc przenosimy się do świata businessu. Moment. Ale o tym można pisać poezję? Jak widać można. I to w dodatku nie najgorszą.
Wyścig zbrojeń w poezji Krausego zamienił się w wyścig szczurów. Zamiast batalionów mamy wielkie korporacje, gdzie dowództwo pełnią pracodawcy, których rozkazy trzeba sumiennie wypełniać. Życie w dobrobycie, w którym zamiast bombardowań słychać jedynie huk Dom Pérignon. Ale gdzie ta walka? Gdzie niebezpieczeństwo?
Wbrew pozorom wizja współczesnego świata wcale nie napawa optymizmem. I chociaż możne groźba niebezpieczeństwa jest znacznie mniejsza, niż w 1944, to jednak inne, tak ważne dla tamtego pokolenia, idee odeszły w zapomnienie. Bóg? Pojawia się w symbolicznej postaci ryby przyklejonej nad tylnym zderzakiem (Ryby). Ojczyzna? Owszem, w globalnej wiosce wciąż czujemy słabość do polskiej wódki (Ocaleni). Honor, miłość? Nic z tego. Wystarczy przeczytać kilka wybranych wierszy z tego tomu, by się przekonać, że walka w Pamiętniku z powstania zdaje się opierać jedynie na pragnieniu wspinaczki – szybciutko, na sam szczyt. A co później? Wystarczy spojrzeć na okładkę.
Pamiętnik z powstania jest tomikiem zaskakującym. Krause udowadnia, że można pisać poezję nie tylko dobrą, ale przede wszystkim ciekawą. Może zebrane tutaj wiersze nie poruszą, ani nie wzruszą, jednak mają w sobie to coś, co sprawia, że ma się ochotę przeczytać je kilka razy. Z niecierpliwością czekam na kolejny tomik pana Rafała. Mam nadzieję, że autor nie zniechęci się tym, że poezja to „minimalizacja zysków przy maksymalizacji strat” (Pieśń o recesji) i będzie dalej tworzył.