Proza, poezja, architektura. Wrażenia z ostatnio przeczytanych książek, garść informacji z rynku wydawniczego oraz okazyjne wynurzenia literaturą inspirowane.
fot. gazeta.pl
Już jutro poznamy laureata tegorocznej edycji Nagrody Nike. Tym razem atmosfera panująca wokół tego wydarzenia jest wyjątkowo gorąca. Z jednej strony pojawił się problem Marcina Świetlickiego, który nagradzanym być nie chce (choć jego tomik na to w pełni zasługuje), z drugiej niedawno pojawiła się informacja, jakoby Ignacego Karpowicza łączył jakiś związek z sekretarzem nagrody.
Odstawmy jednak plotki na bok, bo nie to się w tym przypadku powinno liczyć. Najważniejsza jest literatura i to właśnie na niej powinniśmy się skupiać, a nie na tym, kto z kim śpi i kto komu jest winien ile pieniędzy. Czas przypomnieć sobie listę finalistów Nike:
Jak zwykle na dzień przed oficjalnym wręczeniem nagrody poznajemy wyniki głosowania czytelników. W tym roku sukces odniosła „oczywista oczywistość”, czyli Ości Igora Karpowicza, co było dość łatwe do przewidzenia i raczej nikogo nie powinno to dziwić.
Co zwycięży? Poezja czy proza? Młodość czy doświadczenie? O tym, kogo nagrodzi kapituła przekonamy się już jutro. Transmisję z gali będzie można zobaczyć w TVP 2 o godzinie 22:10.
Nadszedł październik a wraz z nim wysyp nowości książkowych. W tym miesiącu na półkach sklepowych pojawi się długo wyczekiwana (i szumnie zapowiadana) powieść Olgi Tokarczuk, pierwszy, niewydany dotąd tomik Wisławy Szymborskiej, monumentalna praca ubiegłorocznej laureatki Bookera oraz Kroniki Boba Dylana. A to zaledwie niewielka część wszystkich intrygujących nowości.
Zapraszam do zapoznania się z moim niezwykle subiektywnym wyborem.
Patrycja Pustkowiak
W.A.B., 2013
Kim jest alkoholik? Najczęściej myśląc o osobie uzależnionej od alkoholu automatycznie zawężamy swoje postrzeganie jedynie do tzw. pijaczków, którzy spędzają całe dnie na wegetacji w pobliżu sklepów monopolowych i barów. Pijak jest mężczyzną, dość zaniedbanym, o szarej cerze i mętnym wzroku. Bywa zabawny, bywa agresywny, trudno przewidzieć jego zachowanie. Lepiej omijać szerokim łukiem.
Prawda jest jednak zupełnie inna. Alkoholik wcale nie musi być zaniedbanym mężczyzną. Ba, on wcale nie musi być mężczyzną. O tym właśnie próbuje przekonać nas Patrycja Pustkowiak za pomocą swojej debiutanckiej powieści Nocne zwierzęta.
Tamara Mortus to 30-letnia kobieta, która zdecydowała się porzucić swoje dotychczasowe szablonowe życie (korporacja itp.) i rozpocząć niekończący się festiwal hedonizmu. Alkohol, narkotyki, nocne kluby i przypadkowe znajomości – tak wygląda nocne życie bohaterki. Dzień to czas odpoczynku, trawnia w oczekiwaniu na zachód słońca. Po zmroku miasto otwiera swoje ramiona i przyciąga spragnioną wrażeń Tamarę, która korzysta z życia bez opamiętania. Leje się alkohol, układają się kreski. Jedyne od czego powstrzymuje się Tamara to kontakt fizyczny z mężczyznami. Nieczuła na zaczepki mężczyzn wybiera pornografię i wibrator.
Opowieść Pustkowiak nie jest oczywiście pochwałą hedonistycznego trybu życia. Tamara nie zna granic i już na samym początku powieści dowiadujemy się, że jednak takowe istnieją a nasza bohaterka właśnie je przekroczyła. Czy spotka ją zasłużona kara? Tego się nie dowiemy, bowiem autorce nie zależy wcale na edukacyjnym aspekcie swojego dzieła. Nocne zwierzęta mają bowiem bawić, a nie zmuszać do przemyśleń. Takie przynajmniej można odnieść wrażenie po lekturze całości.
Pustkowiak nie jest Dostojewskim, który na papier przelewa rozterki swojego bohatera Zbrodni i kary. Daleko jej nawet do Hłaski i jego portretu alkoholika z Pętli. Ona podchodzi do problemu nieco z przymrużeniem oka, zarzucając zarówno ton moralizatorski jak również jakiekolwiek próby stworzenia wiarygodnego profilu osoby uzależnionej. Tamara wydaje się być postacią papierową, nastawioną jedynie na rozrywkę, trochę marudną, choć obdarzoną dość kąśliwym poczuciem humoru. Nie cierpi z powodu swojej przypadłości, nie toczy wewnętrznej walki. Dlatego wszyscy, którzy spodziewali się po tej książce portretu psychologicznego alkoholiczki, poczuli się oszukani.
Zamiast psychoanalizy otrzymujemy satyrę. Czasy współczesne widziane z perspektywy osoby o dość luźnym podejściu do życia, która bez skrępowania prezentuje czytelnikowi swoje racje, czyniąc to w dodatku w taki sposób, że książka zamiast wywoływać w czytelniku współczucie, żal itp., sprawia, że z jego twarzy przez większość czasu nie znika uśmiech. Atmosfera poważnie zagęszcza się dopiero pod sam koniec książki, jednak zanim zaczniemy się wczuwać w sytuację, powieść dobiega końca.
Cała moc Nocnych zwierząt leży jednak nie w warstwie fabularnej, ale w języku jakim posługuje się Pustkowiak. Lekki, nieco uszczypliwy, mknący od skojarzenia do skojarzenia, wypełniony po brzegi celnymi ripostami. Zamiast wyszukanych metafor i dopracowanych do połysku górnolotnych fraz, styl powieści razem z bohaterką sięga dna. Robi to jednak w umiejętny sposób i chociaż w tekście wprost roi się od wulgaryzmów i nieco zbyt dosadnych uwag czy opisów, to jednak wszystko wydaje się być na swoim miejscu.
Nocne zwierzęta to debiut udany. Wyraźnie czuć powiew świeżości, choć oczywiście nie jest to dzieło bez skazy. Czasami coś zazgrzyta, coś się dłuży, coś wydaje się zbyt przesadzone. Ze względu na język nie przypadnie ona każdemu do gustu, jednak warto dać jej szansę. Warto również pamiętać, że to dopiero pierwsza powieść Pustkowiak. Skoro już z tym pierwszym tekstem zaszła tak daleko (uznanie krytyków, nominacje do nagród, w tym finał Nike), to co pokaże przy następnych?
Ogłoszono nominacje do Nagrody im. Beaty Pawlak. W tym roku w gronie wybranych znaleźli się:
Aleksandra Gumowska
Seks, betel i czary. Życie seksualne dzikich sto lat później
Wydawnictwo Znak (2014)
... czyli podróż śladami Bronisława Malinowskiego na Wyspy Trobrianda. Co się zmieniło w życiu mieszkańców tego lądu? Czy dalej kultywują swoje tradycje? Czy dotknęły ich już problemy współczesnego świata?
Mateusz Janiszewski
Dom nad rzeką Loes
Wydawnictwo Czarne (2014)
... czyli wyprawa do Timoru Wschodniego, kraju który choć od 12 już lat cieszy się niepodległością, wciąż nie może się może się w tej nowej sytuacji odnaleźć.
Michał Książek
Jakuck. Słownik miejsca
Wydawnictwo Czarne (2013)
... czyli odwiedziny w jednym z najzimniejszych rejonów w Rosji z Wacławem Sieroszewskim w tle. Mróz, mgła i fascynujący opis miejscowych ludów i środowiska naturalnego.
Adam Lach
Stigma
Wydawca: Adam Lach (2014)
... czyli obraz zamiast tekstu. Reportaż z życia Romów zamieszkujących nielegalne koczowisko we Wrocławiu. Czy zawarte w tej książce zdjęcia wejdą w dyskusję ze stereotypami narosłymi wokół mieszkańców tego miejsca?
Małgorzata Rejmer
Bukareszt. Kurz i krew
Wydawnictwo Czarne (2013)
... czyli dogłębna analiza stolicy Rumunii, od początków istnienia państwa, przez II Wojnę Światową, rządy Ceaușescu, aż po czasy współczesne.
Ela Sidi
Izrael oswojony
Wydawnictwo MUZA S.A. (2013)
... czyli opowieść Polki o życiu we współczesnym Izraelu. Czy państwo o tak odmiennej kulturze można naprawdę oswoić?
Laureat zostanie ogłoszony 13 października 2014.
Warto przypomnieć, że pomysł nagrody wyszedł od Beaty Pawlak, reporterki i pisarki, tragicznie zmarłej w terrorystycznym ataku na indonezyjskiej wyspie Bali w październiku 2002 r. W swoim testamencie zawarła ona wolę utworzenia nagrody, która wyróżniałaby teksty poświęcone tematyce odmienności kultur.
W ubiegłym roku nagrodzony został Wojciech Górecki za reportaż Abchazja.
Bartosz Wieliński
Agora, 2014
Z naszymi zachodnimi sąsiadami łączą nas wyjątkowo skomplikowane stosunki. Początki tej znajomości wyglądały obiecująco, jednak szybko okazało się, że wymiana uprzejmości i relikwii w 1000 roku na nic się zdała. Wieki bitew i zatargów zostały przypieczętowane wchłonięciem znacznej połaci Rzeczpospolitej przez ówczesne Królestwo Prus, natomiast czara goryczy przelała się w 1939 r. w dobrze znanych nam wszystkim okolicznościach. I chociaż o dłuższego czasu łączące nas stosunki wydają się być przyjazne, to jednak gdzieś w głębinach naszej świadomości drzemie wspomnienie brutalnych i tragicznych wspomnień sprzed 85 lat. Niesmak pozostał.
Bartosz Wieliński, dziennikarz, korespondent Gazety Wyborczej w Niemczech, zdecydował się pochylić nad problem zła, które zakorzeniło się w wielu przedstawicielach narodu niemieckiego i przybliżyć przeciętnemu Polakowi sylwetki osób, do których przymiotnik „zły” pasuje jak ulał. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Nie było to trudne zadanie, prawda? Nawet, jeśli autor ograniczył się jedynie do XX wieku, to i tak automatycznie na usta cisną się nazwiska takie jak Hitler, Goebbels, Eichmann, Göring, Mengele. To dopiero skromny początek znacznie obszerniejszej wyliczanki. Wystarczy napisać o tych postaciach i voilà! – mamy książkę.
Niezorientowany w szczegółach tego wydawnictwa czytelnik przeżyje zaskoczenie spoglądając w spis treści . Nie ma tutaj Hitlera, Goebbelsa również brak. Nawet lekarz-morderca nie doczekał się własnego rozdziału. O kim więc jest ta książka?
Autor umyślnie pominął w swojej książce największe postaci III Rzeszy. O nich wiemy już wystarczająco dużo, nie potrzeba poświęcać im kolejnego tomu. W Złych Niemcach, bo takim właśnie tytułem został opatrzony ten zbiór, na pierwszym planie pojawiają się osoby mniej znane, choć równie fascynujące. Zarówno zbrodniarze, którzy jakimś (nie)szczęśliwym zbiegiem okoliczności z powojennych rozliczeń wyszli obronną ręką, jak i osoby, których życiorysy skrywają mało chlubny epizod współpracy z SS, czy zachłysnęły się ideami niesionymi przez komunizm.
Tytułowe zło w ujęciu Wielińskiego jest dość niejednoznaczne. Już samo zestawienie pojawiających się tutaj osób może być dość kontrowersyjne, bo jak można zrównywać ze sobą człowieka mordującego dla przyjemności z wybitnym dyrygentem czy pionierem astronautyki? Jak ocenić jednego z ostatnich katów, który posyłając ludzi na śmierć wykonywał jedynie swoją zawodową powinność? Czy wynalazca Cyklonu B jest odpowiedzialny za śmierć tylko osób? A co można powiedzieć o antropolożce, która na rzecz nauki całkowicie zatraciła się w nazistowskiej „czystości rasy”? Czy żeby zostać „złym” trzeba pozbawić kogoś życia? A może wystarczy tylko zawierzyć złej ideologii? Ciężko tutaj o jednoznaczny wyrok.
Przedstawione w Złych Niemcach biografie ukazują nam cały wachlarz postaci i chociaż duch nazizmu unosi się w trakcie całej lektury, to jednak autor nie ograniczył się jedynie do postaci stricte związanych z II Wojną Światową. Zaczynamy na początku wieku, od zakusów imperialistycznych cesarza Wilhelma II, natomiast kończymy w atmosferze skandalów z upadającym murem berlińskim w tle. Książka ta to zatem nie tylko okazja do spotkania się z niezwykle intrygującymi postaciami, ale również pogląd na historię XX-wiecznych Niemiec. Kraju, który upadał i powstawał, rozrastał się i dzielił. Nieustannie zmieniał nazwę, chcąc dostosować się do nowych warunków.
Źli Niemcy mogliby tak naprawdę traktować o każdym dowolnym narodzie stąpającym po ziemi. Na kartach historii spotkamy zarówno złych Rosjan, złych Amerykanów, złych Polaków. Dlaczego więc Niemcy? Dla autora, zajmującego się na co dzień sprawami naszych zachodnich sąsiadów, był to wybór oczywisty. Dla nas, czytelników, będzie to niezwykle interesująca lekcja historii, w której dobrze znane nam postaci stanowią jedynie tło, dając możliwość na odkrycie mniej znanych nam, Polakom, kart historii Niemiec. Warto dodać, że Wieliński nie tylko wzbudził zainteresowanie czytelników kontrowersyjną tematyką, ale również sprawił, że od lektury tej książki ciężko jest się oderwać.
Kazimierz Orłoś
Wydawnictwo Literackie, 2013
Nie przepadam ani za opowiadaniami, ani za składankami. Krótkie formy są dla mnie zbyt zwięzłe, zawsze, gdy akcja zaczyna nabierać tempa i gdy zaczynam się wczuwać w czytany tekst, autor złośliwie kończy historię natychmiast podsuwając mi pod nos kolejną, tym samym nakazując zapomnieć o bohaterach, z którymi dopiero co nawiązałam nić emocjonalną. Zbiory natomiast pozostawiają zawsze pewien niesmak, że oto autor raczy nas gulaszem z zeszłotygodniowych resztek fragmentów literackich. Niby smaczne, ale brak poczucia świeżości jednak nie pozwala czytelnikowi się w pełni nimi delektować.
Kazimierz Orłoś w ubiegłym roku zaserwował swoim czytelnikom właśnie taką potrawę. Zbiór Historia leśnych kochanków i inne opowiadania to bowiem nic innego, jak autorski wybór opowiadań, w którym autor zawarł przekrój swojej twórczości rozciągający się od początków lat 60. po czasy obecne. Każde opowiadanie opatrzone zostało datą powstania, mało to, zostały one ułożone w tomie w porządku chronologicznym. Te dwa fakty podpowiadają nam, że najnowsza pozycja Orłosia nie koniecznie jest zwykłym zapychaczem przerwy w wydawnictwach, ale być może jej powstaniem kierowały jakieś inne pobudki. Próba podsumowania twórczości? A może coś więcej?
Tajemnicą nie jest, że twórczości Orłosia bliżej jest do piękna przyrody, mazurskich lasów i jezior, kolorytu wsi i całego wachlarza jej mieszkańców, niż do zatłoczonego miasta, tak popularnego wśród najmłodszego pokolenia pisarzy. Wielkiej metropolii w Historii leśnych kochanków również nie zaznamy, już sam tytuł (będący tytułem jednego z opowiadań pojawiających się w tym zbiorze) zwiastuje, że autor zabierze czytelnika w podróż na łono natury. Przedstawiony na okładce las odgrywa tutaj rolę dość znaczącą, pojawia się w wielu opowiadaniach jednocześnie służąc za miejsce schadzek kochanków, schronienie dla partyzantów, scenę przestępstwa, czy wreszcie punkt wyjścia do refleksji. Natura jest obecna w większości opowiadań (zwłaszcza tych najwcześniejszych), jest czymś pierwotnym, nieskażonym, bezbronnym.
Oczywiście Orłoś nie jest zainteresowany tworzeniem peanów pod adresem środowiska. On wprowadza do niego człowieka, a człowiek niesie ze sobą pierwiastek zła. Wśród bohaterów Historii leśnych kochanków niewiele jest ludzi prawych, większość z nich została do granic możliwości przeżarta zepsuciem. Samolubni, obojętni na potrzeby innych osób, nie przejmujący się uczuciami swoich bliźnich, włączając tych czworonożnych. Składanie bezpodstawnych donosów, znęcanie się nad lisem, radość po śmierci matki - to tylko niektóre z grzechów postaci z którymi przyjdzie nam się tutaj spotkać.
Historia leśnych kochanków to jednak coś więcej, niż opowieści o dobrej naturze i złym człowieku. Jak już wspomniałam, układ chronologiczny nie jest tutaj przypadkowy. Orłosiowi już od samego początku było po drodze z realizmem, dlatego opisywane przez niego wydarzenia są niemal zawsze silnie związane z 'tu i teraz' (dopiero pod koniec zbioru zdarzają się nostalgiczne powroty do przeszłości). W ten sposób gdzieś w tle Historii leśnych kochanków cały czas pobrzmiewa historia współczesnej Polski, począwszy od ech powojennych, przez uroki PRL-u ze złymi milicjantami i wspomnianym już donosicielstwem, aż po transformację i czasy nam współczesne. Autor powoli prowadzi nas przez ostatnie półwiecze, pokazując, jak zmieniają się otaczające nas realia.
Orłoś dość dobrze poradził sobie z niebezpieczeństwem, jakie skrywają w sobie zbiory opowiadań. Już pierwszym tekstem wprowadza czytelnika w określony klimat, który, za sprawą usytuowania wszystkich opowiadań w podobnych okolicznościach wiejsko-małomiasteczkowych, praktycznie do końca nie opuszcza czytelnika. I choć te krótkie formy są prawdziwie niewielkich rozmiarów, to jednak czytelnik nie odczuwa dyskomfortu związanego z przeskakiwaniem z jednej historii do drugiej. Coś zaczyna się psuć dopiero w okolicach opowiadań z lat 90., kiedy to teksy stają się już mniej absorbujące, zupełnie tak, jakby transformacja wyssała jakiś pierwiastek tajemniczości z otaczającego nas świata. A może to i prawda?
Historia leśnych kochanków to zbiór, nad którym zdecydowanie warto się pochylić. Opowiadania te wypełnione są okrucieństwem (zwłaszcza te, w których cierpią zwierzęta), jednak atmosfera minionych lat połączona z bliskością przyrody sprawia, że jednak jakaś tajemna siła nie pozwala porzucić tej lektury.
Patrz też:
Tahar Ben Jelloun
tł. Jacek Giszczak
Karakter, 2014
O sytuacji kobiet w krajach islamskich napisano już wiele. Widzimy je jako niewiasty opakowane w chusty mniej lub bardziej szczelnie zakrywające ich oblicza, dzielące męża z jego innymi żonami, podległe zupełnie jego woli, bez prawa do wygłoszenia sprzeciwu. Obsesyjne przestrzeganie zwyczajów, narzuconych nie tyle przez religię, co wywodzącej się z niej tradycję, doprowadza do tego, że pozycja kobiety w krajach arabskich zdecydowanie odbiega od wyzwolonej Europy, co wzbudza sprzeciw już nie tylko samych przedstawicielek płci pięknej, ale coraz częściej również i mężczyzn.
Jednym z nich jest Tahar Ben Jelloun, wywodzący się z Maroka poeta i prozaik, który w swojej twórczości wielokrotnie nawiązywał do wiary panującej w jego kraju, również dotykając delikatnej kwestii pozycji kobiety w społeczeństwie islamskim, czego wyrazem jest wydana w marcu tego roku nakładem wydawnictwa Karakter Święta noc, kontynuacja zeszłorocznego Dziecka piasku.
Szybkie przypomnienie sytuacji z Dziecka piasku:
Pewien marokański mężczyzna ma kłopot. Najwyższy obdarzył go hojnie potomstwem, jednak samymi dziewczynkami. Nic więc dziwnego, że ojciec nie może doczekać się syna. Gdy na świat przychodzi kolejna dziewczynka, wmawia wszystkim (a również i samemu sobie), że oto narodził się jego pierworodny. Mijają lata, dziecko rośnie, wchodzi w okres dojrzewania, wchodzi w związek małżeński, a mistyfikacja wciąż trwa. Śledzimy losy tego oszustwa do momentu, w którym osoba opowiadająca historię, bajarz-narrator, zaprzestaje swojej narracji. Wśród słuchaczy zaczynają krążyć coraz to kolejne wersje dalszych losów kobiety, jedna bardziej wymyślna od drugiej. Czytelnikowi pozostaje się jedynie domyślać, która z tych osób ma rację.
Na odpowiedź nie przyszło nam czekać długo. W Świętej nocy to właśnie główna bohaterka zyskuje prawo głosu i opowiada nam o swoich dalszych losach, które okazują się zdecydowanie odbiegać od wymysłów samozwańczych narratorów z pierwszej części tej opowieści.. W tytułową noc ze światem żegna się ojciec bohaterki. Odchodząc decyduje się poprosić o wybaczenie najmłodszą córkę, zamykając swoje ostatnie słowa w formie pewnego rodzaju spowiedzi. Jego śmierć uwalnia dziewczynę, która po latach więzienia może wreszcie zrzucić swoje przebranie i odtajnić prawdziwą tożsamość. Zahra nie traci czasu. Porzuca rodzinę, zostawiając za sobą wszelkie troski i problemy, oddalając się z tajemniczym młodzieńcem do równie zagadkowego ogrodu. Jej nowe życie zapowiada się niczym początek pięknej baśni.
Jeśli jednak czytelnik myśli, że dalsze losy Zahry będą szczęśliwe, szybko się przekona, że jest w błędzie. Z cudownego ogrodu dziewczyna zostaje szybko wydalona i niczym biblijna Ewa opuszcza raj, by stawić czoła trudom codzienności. Powrót na stałe w rodzinne strony nie wchodzi w grę, dlatego skazuje się ona na tułaczkę, odcinając się od czasów minionych i bolesnej mistyfikacji. Niestety, ludzkie zło czai się wszędzie i nie ma od niego ucieczki. Zahra przekonuję się, że wolność nie jest jej pisana. Porzucając jedno więzienie, ląduje w kolejnych, zarówno w przenośnym, jak i dosłownym tego słowa znaczeniu. Ucieczka od przeszłości również okazuję się być fikcją.
Jaki wniosek płynie zatem z Świętej nocy? Czyżby ucieczka była niemożliwa? Czy nasze losy są z góry zaplanowane i, choćbyśmy nie wiem jak mocno próbowali, nie uda się nam ich zmienić? Wreszcie, czy to oznacza, że miejsce kobiety w krajach arabskich nie podlega zmianie?
Oczywiście nie. Grono złych nie ogranicza się w prozie Ben Jellouna jedynie do mężczyzn, w ich skład wchodzą również i kobiety, pozornie silne i dominujące, które w rzeczywistości napędza zawiść i żądza zemsty. Świat jest okrutny, jednak i w nim zdarzają się optymistyczne akcenty, znajdzie się nawet miejsce na głębsze uczucie. Bo przecież po tej ziemi nie stąpa jedynie obłuda, zdarzają się i bardziej szlachetne przypadki.
Święta noc jest powieścią przepełnioną mrokiem, jednak objawia się on jedynie w fabule. Język, którym operuje autor zamienia smutną opowieść w piękną, orientalną baśń. Co jakiś czas w powieści pojawiają się również sceny z pogranicza snu i jawy, przesiąknięte orientalnym klimatem. Autor niweluje w ten sposób nieco okrutny wydźwięk swojego dzieła, dając tym samym czytelnikowi nadzieję na pozytywne zakończenie tej historii. Czy okażą się być one złudne?
Po Świętą noc zdecydowanie warto sięgnąć. Ta jednocześnie piękna i tragiczna historia to doskonały punkt wyjścia do dyskusji o problemie sytuacji kobiet w Islamie. Sam autor nie prezentuje na kartach swojej książki jednoznacznego stanowiska, dając nam wolną rękę w wyciąganiu wniosków. Szkoda z takiej możliwości nie skorzystać.
Patrz też:
Poznaliśmy ostatniego finalistę. Panie, panowie: tego się chyba nie spodziewaliśmy.
Marcin Świetlicki Jeden
Skąd to zdziwienie?
Nie chodzi o jakość książki. Jeden zalicza się do grona moich ulubionych tomów poetyckich wydanych w roku ubiegłym i prawdopodobnie jest wśród nich liderem. Świetlickiego doceniła również kapituła Nagrody Literackiej Gdynia, przyznając mu główne wyróżnienie za najlepszy tomik poetycki roku.
W czym więc tkwi problem?
Otóż pan Świetlicki nagradzanym być nie chce. Gdynia, owszem, ale nie nie Nike. Zaraz po ogłoszeniu nominacji, poeta wystosował do sekretarza Nagrody NIKE pismo o następującej treści:
"Szanowni Państwo,
bardzo proszę o skreślenie mojego nazwiska i mojej książki pt. JEDEN z listy książek nominowanych do Nagrody NIKE. Główny powód mojej decyzji jest taki oto - nie uważam (być może naiwnie), że ta nagroda jest nagrodą literacką. Jakoś nie wyobrażam sobie, że moje wiersze mogłyby kandydować do nagrody politycznej. Przepraszam za zamieszanie, dziękuję i pozdrawiam.
Marcin Świetlicki."
Skąd ten sprzeciw? W poście na facebookowym profilu zespołu Świetliki, autor m.in. zadeklarował, że:
"Nie chcę uczestniczyć w konkursie organizowanym przez instytucję, która wytacza procesy poetom za to, co myślą"
Miał tu na myśli proces wytoczony w 2010 r. przez Agorę i Adama Michnika Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi (laureat Nike z 2003 r.), który na łamach "Gazety Polskiej" nieco naubliżał redaktorom "Gazety Wyborczej". Świetlicki podpisał się wówczas pod listem protestacyjnym, negując stanowisko Wyborczej.
Kapituła Nagrody za nic miała jednak odezwę Świetlickiego i koniec końców Jeden i tak znalazł się w finale. Można w tym wyczuć nutkę przekory, ale przypuszczam, że w innych okolicznościach losy tej książki potoczyłyby się podobnie. Głównej nagrody raczej nie dostanie (skoro autor nie chce, to nikt go nie będzie uszczęśliwiał na siłę), a szkoda, bo jest tego warta.
Czas poznać szóstego finalistę.
Karol Modzelewski
Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca
Wspomnienia historyka mediewisty, bynajmniej nie traktujące o wiekach średnich historii naszego państwa. Modzelewski poprzez swoją autobiografię ukazuje historię współczesną państwa polskiego, od lat 40. po czasy obecne. Rozkwit PRL-u, Solidarność i czas wielkiej transformacji - wszystkie te wydarzenie splatają się z losami autora, który oprócz zajmowania się średniowieczem, działał również w opozycji.
Mówią, że czyta się dobrze, mówią, że jest nawet zabawnie. Książki tej nie miałam okazji przeczytać, dlatego muszę wierzyć innym na słowo. Jednego jestem jednak pewna: jest to kolejna, tym razem nieco mniej oczywista, próba podsumowania powojennych dziejów Polski. Biorąc ten fakt pod uwagę, awans tej książki do grona finalistów zupełnie mnie nie dziwi.
Poznaliśmy już siódemkę książek, które decyzją jury znalazło się w finale Literackiej Nagrody Europy Środkowej "Angelus". W tym roku finał zapowiada się na prawdziwie europejskim poziomie, ponieważ w gronie wyróżnionych znalazła się zaledwie jedna książka pochodząca z naszego kraju.
Jelena Czyżowa, „Czas kobiet”
(przekł. Agnieszka Sowińska)
/Wydawnictwo Czarne/
Rosja
Ołeksandr Irwaneć, „Choroba Libenkrafta”
(przekł. Natalia Bryżko i Natalia Zapór)
/Biuro Literackie/
Ukraina
Ismail Kadare, „Wypadek”
(przekł. Dorota Horodyska)
/ Świat Książki/
Albania
Wiesław Myśliwski, „Ostatnie rozdanie”
/Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK/
Polska
Pavol Rankov, „Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy
indziej)”
(przekł. Tomasz Grabiński)
/Książkowe Klimaty/
Słowacja
Martin Šmaus, „Dziewczynko, roznieć ogieniek”
(przekł. Dorota Dobrew)
/Książkowe Klimaty/
Czechy
Jáchym Topol, „Warsztat diabła”
(przekł. Leszek Engelking)
/W.A.B./
Czechy
Czechy (x2) i Słowacja, Ukraina i Rosja (w tym roku to dość niebezpieczne zestawienie) oraz nieco bardziej 'egzotyczna' dla nas Albania - to naprawdę doborowe towarzystwo. Takie zestawienie cieszy, zwłaszcza, że ubiegłym roku w finale znalazły się zaledwie 3 książki pochodzące spoza granic naszego kraju (zwycięskie Muzeum porzuconych sekretów Oksany Zabużko z Ukrainy, rosyjskie Jest noc Ludmiły Pietruszewskiej oraz W gąszczu metropolii Austriaka Karla-Markusa Graussa). To znakomita okazja, by zwrócić uwagę na literaturę europejską, która wciąż w naszym kraju ginie w zalewie kolejnych wielkich nazwisk zza oceanu (ewentualnie z Wysp Brytyjskich).
Wręczenie nagrody odbędzie się 18 października. Równocześnie zostanie wręczona Nagroda Czytelników im. Natalii Gorbaniewskiej. Głosowanie zostanie przeprowadzone na stronie angelus.com.pl
Dzisiaj czas na pierwszą debiutantkę w gronie tegorocznych finalistów.
Patrycja Pustkowiak Nocne zwierzęta
Nocne zwierzęta to wyjątkowo udany debiut młodej pisarki. Nominacje do najbardziej znaczących nagród literackich w Polsce, Gdyni i Nike, teraz wejście do grona finalistów w tej drugiej. A to wszystko za sprawą opowieści o pewnej 30-latki, kobiety uzależnionej od alkoholu i nie stroniących od innych atrakcji, które oferuje nocą miasto. Zdaniem wielu krytyków, jest to powieść rewolucyjna, zrywająca ze stereotypem mężczyzny-alkoholika i pokazująca, że z takim problemem zmagać się mogą również i kobiety.
Czy jest ona faktycznie aż tak "odmienna"?
Dzisiaj wybór nieco mniej oczywisty, niż te dokonane do tej pory. Czwartą finalistką NIKE zostaje
Brygida Helbig Niebko
Dlaczego jest to wybór nieoczywisty? Ponieważ, przynajmniej w moim odczuciu, jest to jedyna z powieści nominowanych w tegorocznej edycji Nagrody, której premiera obyła się bez dużego szumu medialnego. Nie oznacza to oczywiście, że jest gorsza od pozostałych (czasami książki, o których mówi się dużo rozczarowują), po prostu jest mniej rozpoznawalna. Tematyka, losy rodziny polsko-niemieckiej z wojną i przesiedleniami w tle, zapowiada się klasycznie, wręcz typowo dla polskiej tradycji literackiej. Co jest w niej takiego, co przyciągnęło uwagę kapituły?
Postaram się o tym jak najszybciej przekonać.
Nie samą prozą nagroda ta stoi. Dziś czas na pierwszego reprezentanta poezji w tegorocznym gronie finalistów.
Szymon Słomczyński - Nadjeżdża
Po raz kolejny w gronie finalistów znalazł się poeta młody, który jest wciąż na początku swojej przygody z pisarstwem. Nie jest to co prawda debiutant, nie mniej nie może się wciąż pochwalić bogatym dorobkiem literackim i prestiżem, jakim cieszył się Miłosz czy Różewicz. Czy świeżość odniesie w tym roku sukces?
O tym przekonamy się już w październiku.
Koniec lata wcale nie musi dostarczać nam samych powodów do zmartwień. Prawda, pogoda zaczyna płatać nam figle i dzień staje się coraz krótszy, młodsi biegną do szkoły, studenci myślą o zbliżających się poprawkach a najstarsi z rozrzewnieniem wspominają wakacyjne wojaże. Na osłodzenie tej powakacyjnej chandry proponuję spacer do księgarni, bowiem wydawnictwa zadbały o to, by dzięki proponowanym przez nie nowościom, umilić nam nieco ten depresyjny czas. A we wrześniu na prawdę jest z czego wybierać.
Dzisiaj znów bez zaskoczenia. Drugim finalistą tegorocznej edycji Nagrody Literackiej NIKE został
Jerzy Pilch Wiele demonów
Było pewne, że nominowany podwójnie Pilch (Wiele demonów oraz Drugi dziennik) dostanie się do ścisłego finału. Bardziej refleksyjny zapis codziennych rozważań autora (oscylujące głównie wokół niepokojącej go choroby) ustąpił miejsca nieco mrocznej, choć nie pozbawionej specyficznego humoru powieści. Wizyta na opisywanej w niej luterskiej prowincji dostarcza czytelnikowi nie tylko rozrywki, ale stanowi również pretekst do zbadania pewnych ludzkich zachowań.
Warto dodać, że Wiele demonów zostało w tym roku nagrodzone Nagrodą Literacką Gdynia.
Kto dołączy do Karpowicza i Pilcha? Czy będzie to Wiesław Myśliwski? O tym przekonamy się już jutro, kiedy na stronie Gazety Wyborczej pojawi się notka o kolejnym laureacie.
Haruki Murakami
tłum. Anna Zielińska-Elliott
Muza, 2010
Po prozę Murakamiego miałam sięgnąć już dawno, jednak wciąż odkładałam ten moment na później. Nie ufam książkom, wokół których powstaje ogromny szum, które lądują na pierwszych miejscach list bestsellerów, jednocześnie zyskując uznanie krytyki. Rzadko się bowiem zdarza, żeby entuzjazm ogółu czytelników i krytyków się pokrywał. Czy jednak zawsze mają oni rację? Ostatnio zawiodłam się na Wyznaję, książce która zamiast arcydziełem, okazała się być zaledwie próbą jego stworzenia. Wychwalany pod niebiosa Cabré wypada jednak blado w porównaniu do Murakamiego, który już od lat wymieniany jest jako główny kandydat do Nagrody Nobla. Zaintrygowana wszechobecnością tego japońskiego autora w najnowszej książce Bator, zdecydowałam się wreszcie wykonać pierwszy krok i wypożyczyć pierwszą lepszą dostępną w bibliotece powieść jego autorstwa. Wypadło na pierwszy tom 1Q84.
Jeśli tytuł tego napisanego w 2009 r. dzieła przywodzi komuś na myśl wydany kilka dekad wcześniej Rok 1984 George'a Orwella, to takie spostrzeżenie nie jest pozbawione podstaw. Śladem brytyjskiego pisarza Murakami kreuje rzeczywistość równie niepokojącą i niejednoznaczną, choć stworzoną na własną modłę. Wielkiego Brata autor zastępuje Little People, a odmienność stworzonego uniwersum dawkuje czytelnikowi stopniowo, niespiesznie odkrywając kolejne tajemnice, które skrywa tamten świat. A nawet dwa światy, bo w pewnym momencie dowiadujemy się, że mamy tutaj do czynienia ze zjawiskiem światów równoległych.
Choć brzmi to jak zapowiedź powieści z gatunku science-fiction, to jednak Murakami wplata te wątki subtelnie, od czasu do czasu podsycając ciekawość czytelnika. Przez większość czasu skupia się jednak na realiach Japonii lat osiemdziesiątych minionego wieku, prowadząc podwójną narrację z której każda skupia się na jednym bohaterze. Raz śledzimy losy płatnej zabójczyni Aomame, raz czytamy o rozterkach początkującego pisarza Tengo. Jak można się łatwo domyślić, postaci te mają ze sobą wiele wspólnego i prawdopodobnie ich drogi jeszcze się skrzyżują.
Murakami może i stworzył świat, w którym po niebie wędrują dwa słońca, ale wypełnił go problemami nierozerwalnie związanymi z naszą rzeczywistością. Na pierwszy plan wysuwa się dość drażliwy problem związany z religią, a zwłaszcza sektami. Świadkowie Jehowi nie będą zadowoleni czytając krytykę, jaka pada pod ich adresem na kartach 1Q84, choć całe szczęście ich odmowa prawa do transfuzji krwi wypada niegroźnie przy poczynaniach innych fikcyjnych grup religijnych wspominanych przez autora. Równocześnie porusza on problem przemocy fizycznej, której ofiarami padają zarówno dojrzałe kobiety, jak i małe dziewczynki. Z praktycznie każdej strony wyziewa również samotność, na jaką skazany jest współczesny człowiek.
Czas odpowiedzieć sobie na pytanie, co sprawia, że 1Q84 zostało dobrze przyjęte zarówno przez czytelników, jak i krytykę. No cóż, ci pierwsi otrzymali powieść wciągającą, która już od samego początku stawia pytania i nie spieszy się z udzieleniem na nie odpowiedzi (całość została w końcu pomyślana nie jako pojedyncza książka lecz trylogia). Drugich zadowolił natomiast fakt, że powieść ta prezentuje dość wysoki poziom literacki. Murakami prowadzi narrację płynnie przemieszczając się pomiędzy wątkami napędzającymi akcję, a opisami oraz komentarzami autora.
Czy Murakami zasługuje na Nobla? Jedna książka, w dodatku będąca zaledwie częścią dłuższej opowieści, nie stanowi jeszcze podstawy do wydania takiej oceny. Póki co twierdzę, że pierwszy tom 1Q84 to pozycja ciekawa i wciągająca, jednak brakuje w niej tego czegoś, co sprawiłoby, że pod zakończeniu lektury postulowałabym o przyznanie autorowi takiego wyróżnienia. Mam nadzieję, że całość tej trylogii zmieni moje odczucia.